RYSZARD ŁUGOWSKI „ZNAKI”, GALERIA XX1, 2017
- 6 lipca 2017
Koncepcja i tytuł wystawy ZNAKI zrodziła się w kontakcie ze sztuką Jana Tarasina, z refleksji nad jego poszukiwaniem autorskich znaków, opisujących świat, przedmioty, sytuacje. W grafikach artysty i czasami w jego obrazach olejnych dochodziło do usytuowania znaków w pewnych przestrzeniach, znaki i sytuacje nabierały charakteru przestrzeni symbolicznych. Ta dwoistość i moment, kiedy znak staje się symbolem interesuje mnie od dawna. Wydawało mi się interesujące rozpoznanie, czy w sztuce aktualnej jest miejsce dla symbolu i znaku. Zadałem sobie pytanie o aktualność symboli, kiedy znak staje się symbolem u innych artystów. Stąd pomysł wystawy ZNAKI, na którą zaprosiłem artystów współpracujących z galerią, artystów reprezentujących odmienne postawy i strategie artystyczne, których łączy poszukiwanie własnego znaku, czy refleksja nad jego znaczeniem symbolicznym. Na wystawie odnajdziemy prace twórców, którzy przywołują symbole i znaki przynależące prawie od zawsze do kultury wizualnej − mandale, labirynty, zwierzęta, sylwety kobiet, tęcza oraz światło, jako element symboliczny i mistyczny w obrazie. Odnajdziemy prace artystów, którzy nadają własny sens wybranym przedmiotom codziennego użytku, podnosząc je do rangi znaku, czy własnego symbolu. Są to koperty, świece, wizerunki i fragmenty kolei, wielokrotnie przetwarzane. Mapy zatarte, nierozpoznawalnych miast, idole i figury zbudowane z zabawek − marzeń dziecięcych. Pojawią się też ZNAKI bliżej nieokreślone, nadrealne, o wieloznacznym oddziaływaniu i przesłaniu, bytujące w tajemniczych przestrzeniach.
JAGNA LEWANDOWSKA „MASKA”, WARSZAWA 2015
- 15 lipca 2015
Maska, temat zadany przez Jarosława Kozłowskiego swoim studentom w 1995 roku, stał się przyczynkiem do serii performansów Anny Klimczak, które z czasem, wraz z postawą twórczą artystki, ewoluowały i zmieniały swój kontekst. Tytułowy przedmiot, rekwizyt i artefakt w jednym, poprzez formę jak i nieodłącznie sprzężoną z nią warstwę symboliczną, jest głęboko zakorzeniony w kulturze. Przy wszelkich działaniach osnutych wokół maski, najprostszym byłoby podążyć tropem pierwszych skojarzeń i powielić rozpoznawalne clichés nagromadzone wokół przedmiotu o teatralnych i obrzędowych konotacjach. Klimczak jednak zagrała nim inaczej tworząc osobisty spektakl skoncentrowany wokół intensywnego procesu transformacji przebiegającego w nieokreślonym kierunku.
Używając kilku rekwizytów: stołu, worka kredy malarskiej, wacików i szklanki wody (ubywanie cieczy odmierza czas trwania performansu) artystka uruchomiła cały system zaskakujących czynności, układających się w pętle zsynchronizowanych działań. Cykliczność realizacji przywodzi na myśl, zainicjowane w latach siedemdziesiątych akcje Jarosława Kozłowskiego z cyklu Continuum, w którym autor, szczelnie zapełnia szkolną tablicę kredowymi rysunkami, po czym marze powierzchnię i czeka na jej całkowite wyschnięcie. Następnie rozbija nakręcony wcześniej zegar, zatrzymując symbolicznie czas strawiony na wykonywanie/oglądanie działania. Cały proces opiera się na wykonywanych z dużym wysiłkiem fizycznym, zautomatyzowanych czynnościach rysowania i mazania. U Anny Klimczak proces ten przebiega podobnie, choć jest aktem, który koncentruje się na osobie artystki. W wyniku naprzemiennego nakładania kolejnych warstw kredy przemywanych następnie wodą i ścieranych wacikami, na twarzy artystki powstaje nieregularna skorupa – maska. Początkowo spokojne przejścia z jednego krańca stołu, na którym ułożony jest rozcięty przez autorkę worek pełen białego proszku, na drugi, gdzie znajduje się szklanka z wodą, wraz z upływem czasu zamieniają się w opętańczy akt performerki, któremu towarzyszą powodowane zmęczeniem, niemal zwierzęce odgłosy walczącej z materią i niepohamowaną chęcią powtarzania procesu od nowa artystki. Zastanawia narastająca kompulsywność wykonywanych czynności, która w świadomości zaintrygowanych odbiorców umotywowana jest nieuchwytnym celem – prawdziwym sensem przedsięwzięcia. Do czego dąży bohaterka rozgrywającej się przed nami akcji? Czy w nakładaniu kolejnych masek chodzi o znalezienie idealnego wizerunku, przerwania procesu nieskończonej przemiany – ciągu kolejnych inkarnacji?
Akcję Anny Klimczak, dla widzów trzech odsłon performansu jednostkową, ale funkcjonującą także pod postacią zapisu video (ostatnio pokazywaną w tej formie w Fundacji Profile podczas wystawy Sieć – sztuka dialogu) odbierać można jako współczesny rytuał. Tego typu odczytanie, nasuwa porównania związane z antropologiczną analizą masek jako rekwizytów służących plemiennym obrzędom. Są one wówczas kosmogoniami w działaniu, regenerującymi czas i przestrzeń: w ten sposób dążą one do uchronienia człowieka i wartości jakie zostały mu powierzone, od nieuchronnej degradacji, której ulega wszystko w czasie historycznym. Ale są to również prawdziwe spektakle oczyszczające, w czasie których człowiek uświadamia sobie swoje miejsce w świecie oraz widzi życie i śmierć wpisane w zbiorowy dramat, nadający im właściwy sens.
Maski używane do podobnych, pierwotnych obrzędów mają zazwyczaj konkretny, sfinalizowany kształt, charakter i funkcję – przedstawiają zmarłych, zwierzęta, zespół cech, których dotyczy szamańska procedura. W specyficznym, jednoosobowym rytuale Anny Klimczak jednak maska także podlega procesowi zmiany, nie reprezentuje sztywnego zbioru właściwości, symbolizuje raczej pragnienie przeobrażenia, zatarcia granic pomiędzy tym co zewnętrzne, a światem wewnętrznym nakładającej ją osoby.
Według antropologicznych obserwacji, maska, nazywana przez Carla Einsteina zastygła ekstazą, może zawładnąć osobą, która nakłada ją podczas magicznego rytuału. Zaciera się wówczas granica między podmiotem szukającym w ceremonii remedium na osobiste nieszczęścia, a przedmiotem, w którym lokuje swoje pragnienia. Proces identyfikacji wiąże się z erupcją niespożytej energii, wspomnianą ekstazą prowadzącą do wewnętrznego oczyszczenia. Osadzony we współczesności, minimalistyczny performans Anny Klimczak, choć celowo odarty z etnicznych asocjacji, również napędzany jest przez energię przemiany, która jednak nie znajduje ujścia, co pozwala myśleć, że tak naprawdę chodzi o sam fakt zaistnienia, unaocznienia samego procesu.
Maska staje się tylko pretekstem do rozpoczęcia dyskusji o wnętrzu, kondycji jej właściciela. Sam gest sięgnięcia po maskę, jej przyjęcia bądź odrzucenia – mówi nam więcej niż wyryty na niej zazwyczaj sztywny grymas. Anna Klimczak, podobnie jak Bachelard oddala pokusę prostej opisowości i pokusę egzotyczności, istotny staje się dla niej przede wszystkim trudny do uchwycenia moment powstawania maski, kiedy nie przybiera ona jeszcze żadnej materialnej postaci; nie może być zatem przedmiotem opisu. Stanisław Rosiek nazywa ten twór maską ukrytą, maską potencjalną. Co prawda biała powłoka masy kredowej może stanowić już przedmiot opisu, symbolicznie jednak, tak jak opisywana przez Bachelarda maska fenomenologiczna, jest jak czyste, białe, zagruntowane płótno, któremu dopiero w wyniku powstawania malarskiej kompozycji nadane zostaną pewne znaczenia. Dzięki hipnotycznej procesualności wpisanej w performans, uwaga odbiorców nie skupia się na powierzchowności, ale na sile przeistoczeń.
Uwypuklony przez Klimczak proces pozwala zadać pytanie o status maski w dzisiejszej kulturze, w której pragnienie wtopienia się w społeczne tło (zarówno świadome jak i nieuświadomione) stało się wyjątkowo wyraźne. Bazująca na paradoksach (obnażanie-maskowanie, statyczność-przeistoczenie, indywidualność-masa) akcja artystki udowadnia, że nawet jeśli maska, w swoim szablonowym kształcie jest już reliktem przeszłości, podczas gry z przypisanymi jej znaczeniami, paradoksalnie może stać się symbolem bezkompromisowej otwartości i niezgody na narzucaną nam każdego dnia powinność mimikry.
Anna Klimczak, powracała do szkolnego projektu jeszcze kilkukrotnie, poddając go kolejnym przekształceniom. W Między Tobą a Mną (2004) z podobizną rzutowaną w przestrzeni galerii zmierzyć się musieli nieświadomi niczego widzowie, których twarze stawały się ekranami uwidaczniającymi wyświetlane zdjęcie. W Między rzeczywistością a nierzeczywistością (2005) odległość, którą musiał pokonać performerka, od worka z kredą do szklanki, znacznie się wydłużyła, tym samym zmieniła się także dynamika całego procesu. W prezentowanej w poznańskiej Galerii ON Nowej Realizacji Klimczak pokazała pozostałości po swoim performansie, pokryty kredą stół, rozrzucone, brudne waciki, rozbitą szklankę – zgliszcza po okupionej wysiłkiem wojnie z przypisaną nam maską.
Jagna Lewandowska
1 J. Laude, Les arts de l’Afrique Noire, Paryż 1966, s. 196, 201-203, 250-251, cyt. za: Maski, T.2:
Fragmenty antropologiczne, oprac. M. Janion, S. Rosiek, Gdańsk, 1986, s. 10.
2 Tamże, s. 16
3 Tamże, s. 158
4 Tamże.
JAGNA LEWANDOWSKA „WOLIERA”, BWA ZIELONA GÓRA, 2014
- 11 lutego 2014
Tekst nie „komentuje” obrazów. Obrazy nie „ilustrują” tekstu: każdy z nich był dla mnie jedynie punktem wyjścia, swego rodzaju wizualnym rozmigotaniem (…) splot tekstów i obrazów ma zapewnić obieg, wymianę takich signifiants, jak ciało, twarz, pismo, i odczytywać w niej odwrót znaków.
Roland Barthes, Imperium znaków
Roland Barthes w prostej formie haiku, „wysepce olśnienia”, doszukiwał się krytyki zachodniego, moralizatorskiego systemu symboli, panicznie broniącego się przed „pustym znakiem” czy brakiem sensu. W Japonii bowiem język składa się z „pustych słów”, miasta rozwijają się wokół „pustego podmiotu”, a istotą kwiatowego bukietu są nie rośliny, ale obieg powietrza pomiędzy gałązkami. Woliera Anny Klimczak to opowieść o pustce pełnej nieuchwytnych znaczeń. Inspirowana w dużej mierze Japonią instalacja jest dla widza tym czym kōan (słowna łamigłówka mająca pomóc w skupieniu uwagi podczas medytacji) dla początkującego ucznia zen – pytaniem bez właściwej, jednoznacznej odpowiedzi, bazującą na paradoksie zagadką bez rozwiązania, z którą odbiorca może zmagać się bez końca.
Minimalistyczna praca Klimczak na pozór składa się z jasnych do rozszyfrowania elementów, kiedy jednak przychodzi czas na konkluzję, wszelkie znaczenia uchwycone przez nas w procesie dedukcji, rozmywają się bez spełnienia narzucanej nam kulturowo obietnicy sensu.
Wpisana w przestrzeń BWA instalacja, przypominająca kształtem tytułową ptaszarnię, widoczna jest przez rozległą witrynę galerii. Na wpół transparentna powłoka opinająca nieregularny, ażurowy szkielet nie sprawia wrażenia solidnej ściany, jest jednak dość gęsta by wewnątrz konstrukcji panował półcień. Tak jak tradycyjny, japoński pokój, to raczej „kontur”, „wyobrażenie powierzchni” niż osobne pomieszczenie.
Przebijając się spojrzeniem przez zakłócające klarowność wizji filtry (powłoki oddzielające nas od wabiących kolorem, rozświetlonych obrazów wewnątrz obiektu) docieramy do środka szkatułkowej struktury. Kiedy przyjrzymy się slajdom wyświetlanym na zawieszonym wewnątrz Woliery ekranie, zauważymy, że na fotografiach (będących dokumentacją japońskiego performansu Klimczak) widzowie oglądają zastaną sytuację przez szybę. Z oszklonego wnętrza galerii zerkają na park otaczający budynek, gdzie autorka w baśniowym przedstawieniu, zagubiona w bujnej roślinności, podnosi tabliczki z pojedynczymi wyrazami.
Prezentowane słowa nie układają się w koherentną narrację, ale przecież nie są przypadkowe. Kiedyś widocznie łączyła je pewna historia (odległa w czasie, przynależna do innej przestrzeni czy projektu) z której teraz pozostały tylko strzępki o ulotnym sensie. Znaczenie poszczególnych haseł rozmywa się w zieleni, strumieniu odniesień, a także poprzez dystans spotęgowany przez kolejne bariery jakie musi pokonać obraz aby dotrzeć do współczesnego odbiorcy. Zarówno te materialne: szyby, ekrany, tkaniny, ściany, jak i medialne: performans, fotografię, video.
Odrealniona w chaosie powyższych zapośredniczeń i zatopiona w przeskalowanym, przytłaczającym lesie postać kobiety (i artystki zarazem), igra z wygłodniałym spojrzeniem widza, przekazując jedynie szczątkowy komunikat – zanikającą w pół słowa opowieść. Nie wiadomo czy zabłąkana w buszu dziewczyna szuka pomocy czy też sygnalizuje wymagający rozszyfrowania problem: odseparowanie od natury prowokujące współczesne fobie czy autorską refleksję na temat odbioru i oddziaływania sztuki.
Praca Anny Klimczak potrzebuje oddechu, kontaktu z zewnętrznym światem. Przeniesienie sytuacji widocznej na ekranie w przestrzeń galerii (obserwatorzy zamknięci w szklanym kubiku, odcięci od świata) prowokuje ciekawe zapętlenie. Skupiamy się w takiej samej mierze na lewitującej, lekko poruszanej przepływem powietrza instalacji jak i na widoku za oknem galerii, w którym mimowolnie szukamy kolejnej analogii.
Woliera mami również dźwiękiem. Transponowane szmery dobiegające z wnętrza konstrukcji mogą być zarówno szumem smaganych wiatrem drzew jak i zapisem nieokreślonych, industrialnych odgłosów. Po raz kolejny jednak nie będzie nam dane dotrzeć do źródła.
Obserwujemy proces narastania znaczeń i komplikacji. Klimczak wychodząc od najbardziej bezpośredniej ze sztuk – performance’u, celowo mnoży przeszkody mające oddalić nas od pierwotnego, prostego sensu, który ostatecznie traci na znaczeniu. Może najistotniejszy jest właśnie towarzyszący odbiorowi dyskomfort, bariery boleśnie oddzielające nas od świata.
W odkrywanych stopniowo warstwach instalacji subtelnie angażowane są kolejne zmysły. Dźwięki i obrazy, pełne w tej samej mierze przyrodniczych asocjacji, co zakłócających je mechanicznych szumów, po chwili wytężonej analitycznej pracy stają się jedynie sugestią, tłem dla wewnętrznych odbiorczych wycieczek. Tak jak przy zadumie nad kōanem, „musimy odrzucić pragnienie poznania i zjednoczyć się z duchem [Woliery]”.
*R. Barthes, Imperium znaków, Warszawa 2004
MICHAŁ SUCHORA „GRAFIS”, GALERIA XX1, WARSZAWA 2012
- 10 maja 2012
Wszystko, co dawniej przeżywano bezpośrednio, oddaliło się, przybierając postać przedstawienia.
Guy Debord Społeczeństwo spektaklu1
Grafis to wystawa, która wchodzi w stan idealnej symbiozy z architekturą galerii XX1. Gigantyczne, wychodzące na ulicę witryny zostały przez autorki, Annę Klimczak i Agnieszkę Rożnowską, włączone w przestrzeń projektu. Stała się tym samym formalnie i narracyjnie częścią wystawy. Pochodzące z Poznania artystki użyły m.in. okien, pośredniczących między tym co wewnątrz, a tym co na zewnątrz, jako medium wypowiedzi na temat współczesnej formy komunikowania.
Kompozycyjnie Grafis podzielone jest na dwie symetryczne części. Ich wzajemna relacja jest skomplikowana. Na płaszczyźnie formalnej artystki stworzyły sytuację ostrego kontrastu (forma otwarta vs zamknięta, jasna vs ciemna, realna vs projektowana). W warstwie narracyjnej natomiast, prace doskonale się dopełniają, tworząc spójny, harmonijny dialog.
Jeszcze na chodniku, przed wejściem do galerii w oknach majaczą odcinające się od white cube’u galerii grafiki Rożnowskiej. Pozornie dostępne już z zewnątrz, w rzeczywistości nawet z bliska nie odsłaniają prawdziwego znaczenia labiryntowych form. Obraną przez artystkę STRATEGIĘ porównać można do tej opisanej przez Georga Simmla ”(…) wzbudza upodobanie i pożądanie w ten sposób, że na przemian lub jednocześnie wychodzi naprzeciw i odmawia, symbolicznie, aluzyjnie <> mówi Tak i Nie, daje i nie daje – albo, używając określenia Platona, wywołuje poczucie posiadania i nieposiadania i to niejako za jednym zamachem, choć zarazem w ten sposób, by uwydatniło się napięcie tych przeciwieństw.”2 Eksponowanie prac tak, by były one (pozornie) łatwo dostępne dla oka, to zabieg celowy. Rożnowska gra z konwencją benjaminowskiego flanneura, który życie ogląda przez szyby pasaży handlowych. Współczesna komunikacja opiera się na zapośredniczeniu, mediacji, pilnym bronieniu dostępu do „źródła”, które być może w ogóle nie istnieje. Cykl Wyrwane z kontekstu skutecznie opiera się niefrasobliwemu spojrzeniu zdekoncentrowanego chaosem informacyjnym widza. Sama artystka obcowanie ze swoją sztuką nazywa „aktem wyboru”, rezygnacją ze wszelkich wątków pobocznych. Tylko widz i dzieło. Kiedy kuszonemu ze wszystkich stron odbiorcy uda się odciąć od świata i skoncentrować na grafikach, zobaczy to, co tak bardzo mu przed chwilą przeszkadzało. Plątaninę białych, powtarzających się linii, nieczytelne ciemne piktogramy męczące umysł przyzwyczajonego do prostego, bezrefleksyjnego komunikatu konsumenta współczesnej kultury. Grafiki Rożnowskiej są jak symbol współczesnej kultury, złożonej z licznych nachodzących jedna na drugą warstw. Choć się na siebie nakładają, osobno nie mogą istnieć. Tworzone przez artystkę układy również, mimo pozornego chaosu, mają w sobie wewnętrzną harmonię kompozycji, są wewnętrznie kompletne.
Czarne framugi witryn zdają się idealnie korespondować z konturami wypełniającymi jej prace. Są jak palimpsesty, wywabione z pergaminu słowa powracające do życia pod wpływem światła. Abstrakcyjne z pozoru formy, po bliższym przyjrzeniu się zaczynają układać się w kreślone kredą wykroje ubrań. Im dalej w głąb galerii, tym kompozycja staje się intensywniejsza, a przekaz bardziej niejasny. Coś, co towarzyszy każdemu na co dzień, w pracach Rożnowskiej zamienia się w skomplikowaną arabeskę geometrycznych form. Jedną z podstawowych funkcji ubrania jest komunikowanie pozycji społecznej, statusu materialnego, tożsamości właściciela. Są jak druga skóra. Rożnowska dokonała „sekcji zwłok”, wypatroszyła je z osobowości właścicieli, poddała analizie. Użyte w cyklu Wyrwane z kontekstu są … wydarte z kontekstu. Ostatnie stadium przypomina rysunek schizofrenika, kompulsywnie zapisującego zapamiętane formy. Biała, jasna przestrzeń galerii, w której eksponowane są wykreślone z wielką precyzją kształty, ma w sobie coś z klinicznej czystości gabinetu lekarskiego.
Dokładnie przeciwną strategię obrała Anna Klimczak. Sednem jej pracy jest pokazywana na ekranie telewizora dokumentacja performance’u. Autorka skwapliwie ukryła ją przed wzrokiem przechodniów. Co Rożnowska wystawiła na voyerystyczne spojrzenie zaglądających przez okna, Klimczak zamknęła w szkatule, wstawionej w przestrzeń galerii woliery. Kolorowy, ruchliwy obraz wygląda w niej jak uwięziony ptak. Ta lekka, ażurowa niemal konstrukcja przywodzi na myśl architekturę Japonii. Artystka wielokrotnie podróżująca do tego kraju zdaje się doskonale rozumieć rządzące tam prawa proksemiki. Wzniesiona budowla służy bardziej tworzeniu „przestrzeni pomiędzy” niż jakimś ściśle określonym utylitarnym celom. „Odbieranie przestrzeni jako takiej przez Japończyków jest pod wieloma istotnymi względami zupełnie odmienne od naszego. Gdy mówimy i myślimy o przestrzeni, mamy na ogół na myśli puste miejsce pomiędzy przedmiotami. Ludzie Zachodu wyuczyli się postrzegania i reagowania na układy przedmiotów i traktowania przestrzeni jako zasadniczo pustej. Uwidacznia się to z chwilą, gdy skontrastujemy to podejście z podejściem Japończyków, którzy przywykli nadawać sens właśnie przestrzeniom – postrzegać ich kształt i układ; określają to wszystko słowem ma.
3 Instalacja Klimczak to właśnie emanacja „ma”, przestrzeni pomiędzy, podzielonej na odgrodzony szybą poziom chodnika, wnętrze galerii otaczające obiekt oraz jego serce, w którym wyświetlana jest praca. Co Rożnowska przedstawiła na swych rysunkach i grafikach, Klimczak zbudowała w przestrzeni XX1. Dotarcie do sedna pracy wymaga skupienia, intensywnej pracy intelektualnej, przedarcia się przez kolejne fazy wtajemniczenia.
A little girl in a dark Japanese forest (2008) to zapis perfomace’u przeprowadzonego kilka lat temu w Japonii. Na powoli następujących po sobie zdjęciach widzimy kobiecą postać pokazującą, zgromadzonej za szybą wielkiego okna publiczności, kartki z pojedynczymi słowami. Nie układają się one w żadną logiczną treść. To wyrwane z kontekstu ułamki większej całości. Odcinająca się od soczystej zieleni dziewczyna koncentruje uwagę widza, ale nie idzie za tym żaden przekaz. Żądnego „konkretu” obserwatora spotka rozczarowanie. Klimczak stopniowo buduje napięcie, prowadzi przez kolejne szczeble ukrytego w japońskim domku misterium, by finalnie zostawić widza bez odpowiedzi. Kim jest pojawiająca się wśród drzew postać? Co próbuje nam przekazać? Anna Klimczak buduje szkatułkową historię, której zakończenie może nigdy nie nastąpić. Jak w O uwodzeniu Baudrillarda kusi, obiecuje, ale żadnej z obietnic nie dotrzymuje.
Klamrą spinającą obie prace jest postrzeganie kultury współczesnej jako struktury nakładających się na siebie warstw i tęsknota za niezapośredniczonym komunikowaniem. Proste, piktogramowe wręcz formy Rożnowskiej i osadzona w bujnej naturze opowieść Klimczak są krytycznym spojrzeniem na otaczający nas informacyjny szum. Sytuację widza skonfrontowanego z projektem najłatwiej opisać słowami Italo Calvino. Nawet on wydaje się bezradny: „Pozostaje mi tylko wyjaśnić, jakie miejsce w tym morzu fantazji zajmuje świat wyobrażeń pośrednich, to znaczy wyobrażeń dostarczonych nam przez kulturę, czy to przez kulturę masową, czy przez inną formę tradycji. To pytanie zawiera w sobie pytanie następne: Jaka będzie przyszłość wyobraźni jednostkowej w cywilizacji, którą zwykło się nazywać cywilizacją obrazkową? Czy zdolność wywoływania obrazów in absentia będzie mogła rozwijać się w świecie coraz bardziej zalewanym przez prefabrykaty obrazów? (…) Pamięć pokrywają warstwy szczątkowych obrazów, odkładających się niczym złoża śmieci i coraz mniej staje się prawdopodobne, by jedna z figur nabrała większego znaczenia niż pozostałe.”4
EULALIA DOMANOWSKA „CO Z TĄ KOMUNIKACJĄ?”, EXIT NR 3 (91) 2012
- 3 marca 2013
Myślenie o ciele, przestrzeni, otoczeniu jest tematem twórczości Anny Klimczak i Agnieszki Rożnowskiej – dwóch artystek, które łączy ukończenie tej samej uczelni artystycznej w Poznaniu oraz podobne zainteresowania.
OPERUJĄC RYSUNKIEM, GRAFIKĄ, FOTOGRAFIĄ, FILMEM VIDEO CZY SZTUKĄ PERFORMANCE badają granice pomiędzy wnętrzem a zewnętrznością i możliwości poznania. Używają artystycznego języka, aby opowiadać o filozoficznych i kulturowych kategoriach świata.
Galeria XX1 w Warszawie pokazała ich wspólną wystawę pod tytułem „Grafis”. Projekt został przygotowany specjalnie dla tej konkretnej przestrzeni. Artystki uwzględniły istnienie tam dużych witrynowych okien, które dają możliwość oglądania ekspozycji bez konieczności wchodzenia do wnętrza. Prace widziane przez szybę mogą zainteresować każdego przechodnia, potencjalnego widza. Jednak nie widzi on ich bezpośrednio lecz przez przezroczystą warstwę szkła, które zniekształca obraz i odbija inne widoki otaczającej rzeczywistości: ulicy, architektury, miejskiego ruchu i ludzi. Powstaje sytuacja, jakiej doświadczamy na co dzień, np. w pasażach handlowych czy w przestrzeni miast wypełnionych budynkami o szklanych ścianach działających jak lustra. „Współczesna komunikacja opiera się na zapośredniczeniu, mediacji, pilnym bronieniu dostępu do „źródła”, które być może w ogóle nie istnieje” – pisze kurator wystawy, Michał Suchora, przedstawiając kontekst projektu.
Agnieszka Rożnowska pokazała cykl grafik i rysunków „Wyrwane z kontekstu”, inspirowany wykrojami ubrań. Artystka kontynuowała swoje zainteresowania relacją ciała wobec przestrzeni. Wcześniej używała fotografii własnej postaci tak przetworzonej, że tworzyła znakowy układ, do określania i uwidaczniania otoczenia: np. w Galerii Wozownia w Toruniu wydrukowała tapetę ze zdjęciami własnego ciała ułożonymi w niemal abstrakcyjny wzór i okleiła nią wnętrze galerii. Prace graficzne lub fotograficzne często umieszczała nietypowo – na podłodze czy w rogach pomieszczeń, podkreślając ich trójwymiarowość. Tym razem użyła wykrojów, które tworzą na pierwszy rzut oka abstrakcyjną geometryczną i wielowarstwową plątaninę linii. Są jednak precyzyjną strukturą służącą do wyliczania rozmiaru i wykreślania krzywych stosowanych następnie w krawiectwie. Sama artystka obcowanie ze swoją sztuką nazywa „aktem wyboru”, rezygnacją ze wszelkich wątków pobocznych. Tylko widz, któremu uda się odrzucić inne obrazy, dostrzeże te, przygotowane dla niego przez autorkę. Jednak ona nie odsłania i nie ujawnia żadnego konkretnego przekazu swoich prac. Widzimy je jako czarne, minimalistyczne znaki, zbudowane z nakładających się na siebie form. Akt wyboru, polegający na koncentracji widza, w niczym więc nam nie pomaga. Formy są zamknięte i niczego nie komunikują. Kurator pisze, iż „grafiki Rożnowskiej są jak symbol współczesnej kultury, złożonej z licznych nachodzących jedna na drugą warstw”.
Anna Klimczak zbudowała instalację wewnątrz galerii, tworząc wielowarstwowy obraz przestrzenny. Przez szybę widzieliśmy klatkę – rodzaj woliery, z umieszczonym wewnątrz nagraniem video, przedstawiającym performance artystki, który odbył się kilka lat wcześniej w Japonii. Autorka pojawiała się w pięknym zielonym lesie. Wyłaniała się zza drzew ukazując napisane na kartach papieru słowa, które nie układały się w żadną znaczącą całość. Dodatkową barierą percepcji była mleczna szklana szyba oddzielająca ją od publiczności. Artystka kilkakrotnie odwiedzając Japonię, miała okazję poznania tamtejszego specyficznego sposobu pojmowania przestrzeni. Ludzie Zachodu widzą ją jako pustkę, ludzie Wschodu postrzegają jej konkretny kształt i układ określając słowem „ma”. Taką właśnie sytuację stworzyła Anna Klimczak w Galerii XX1. Z ciemnej woliery wydobywa się przyjemny śpiew ptaków, a obraz przedstawia soczystą zieleń egzotycznego lasu. Ta atrakcyjna przestrzeń jest jednak dla nas niedostępna i daleka. Tematem pracy jest, podobnie jak w przypadku Rożnowskiej, utrudnienie, a może nawet niemożność komunikacji.
Obie autorki podjęły ważki dla nas temat. „Człowiek nie szuka wiedzy o sobie – pisał Gurdzijew – ale wyjścia z siebie”. Możemy rozumieć to zdanie jako poszukiwanie własnej ekspresji i interakcji oraz komunikacji w przestrzeni społecznej. Obecnie, kiedy uległa ona zaburzeniu, poza samą konstatacją, trwają próby jej zrekonstruowania. Nikt jednak nie wie, czy będzie to możliwe.
Anna Klimczak, Agnieszka Rożnowska, „Grafis”, Galeria XX1, Warszawa, maj 2012.
ANNA MARIA LEŚNIEWSKA „STREFY SUBIEKTYWNEGO ODBIORU – UWAGI EN PASSANT”, CZAS KULTURY, NR 2 (143) 2008
- 3 marca 2008
Określenie Akwarelistka wybrane jako forma artystycznego działania przywołuje atmosferę podróży, z nieodłącznym szkicownikiem pełnym białych kart, na których powstają swobodne notatki, harmonie delikatnych kolorów, malowane wrażliwie, uczuciowo. Anna Klimczak zamienia pędzel na aparat fotograficzny, przedstawia elektronicznie swój album akwarel. Ekran wypełnia kilkadziesiąt fotografii wyświetlanych w minimalnym czasie, w odstępach dwusekundowych, tak aby oko mogło je zarejestrować ale nie zdążyło przyzwyczaić się do pojedynczego kadru. Obraz pejzażu artystka przekształciła w ruchomy notatnik rozpisany na sekwencje czasowe, który umożliwia precyzyjne rozpoznawanie szczegółów. Prostota tematu jak i sposób prezentowania przemawia do wyobraźni widza, wszyscy mogą w nim odnaleźć bliskie sobie motywy. Na poszczególnych fotografiach dostrzegamy niewielką postać artystki rozrzucającej biały pył. Kreda unoszona przez wiatr wytwarza wokół ulotne obłoki nakładające się na biel chmur. Po pewnym czasie ich kontur, gra świateł i cieni, tworzy bajkową wizję teatru zmieniających się form. Rozsypywana biel wywołuje efekt malowania otwartej przestrzeni. Artystka zanurza się w świat wyobraźni, wewnętrznych doznań, nie wyartykułowanych emocji. Przywołuje obszar otwarty, określony własnym językiem, energią twórczą – osobiste terytorium. Zatarcie granicy między tym co rea ne, a tym co wykreowane, wzbogaca iluzoryczną przestrzeń do której Anna Klimczak zaprasza każdego z obserwatorów. Gest twórcy dopełnił bogactwo form natury, uwypuklił a zarazem odmienił jej kształty. Rzeczywistość dotyka sfery mistyki, tworząc autonomiczne terytorium, w którym każdy może odnaleźć coś własnego. Zatrzymana w obrazie ulotna chwila, jest nie tylko fotograficznym obrazem, ale również wskazuje na kierunek interpretacji, który staje się jak gdyby kolejnym obrazem, przywołującym pamięć i świadomość obrazu w sensie symbolicznym i w odniesieniu do sztuki – pisze autorka.
Kolejnym terytorium analizowanym przez artystkę jest obszar bezpośrednio ją otaczający, pozostający w zasięgu ręki. Cykl prac Moje gniazdo jest moje to utrwalanie procesów powstawania rysunków, gdzie zapis video dokumentuje kolejne performances. W jednym z nich artystka leżąc i siedząc w jednym miejscu, obrysowuje kredą kontury ciągle zmieniającego się położenia ciała. W innym wyznacza krąg własnej aktywności poprzez linię okrężną. Okrężna forma rysunku – zanotowała – oraz czynność kręcenia się wokół własnej osi odnosi się do badania tożsamości i analizy subiektywnego stosunku w postrzeganiu świata. Zamykanie aktywności w obszarze wyznaczonym przez ciało, zacieranie rysunku podczas procesu nawarstwiania, nadal jest informacją o poszukiwaniu własnej tożsamości. Rozwinięciem tego cyklu jest osobiste wyznaczanie przestrzeni codziennych zdarzeń. W działaniu Jutro będzie dobry dzień artystka odtwarza rutynową drogę do porannego papierosa, ale tym razem przemierza ją leżąc, w bezpośrednim kontakcie z materią podłoża, poprzez powolne przemieszczanie własnego ciała. Wyznaczanie obszarów penetracji uruchamia proces mentalny, w którym ciało autorki staje się narzędziem poznawczym. W przytoczonych przez Annę Klimczak tezach Thomasa Bernharda: idealna kontemplacja natury zakłada istnienie idealnego pojęcia sztuki… wielu ludzi nigdy nie dochodzi do pojęcia sztuki, nawet najprostszego, wskutek czego nigdy nie są w stanie pojąć natury. Wyznaczanie własnego terytorium jest metodą postrzegania rzeczywistości, sposobem w jaki artystka określa swoją postawę wobec sztuki.